Przemyślenia

Cyfrowi nomadzi, czyli praca w tropikach

Strasznie nie lubię przylepiać łatek, ale nie da się zaprzeczyć, że nic nie pasuje do opisu naszego obecnego życia tak jak określenie „Cyfrowi Nomadzi”. Dziś chciałem Wam trochę przybliżyć kulisy naszego mieszkania w Tajlandii i generalnej idei ciągłych przeprowadzek.

Zacznijmy jednak od Malezji.cyfrowi nomadzi

Byłem ostatnio w Kuala Lumpur, żeby zrobić „Making Of” do reklamy. Pierwszy raz miałem okazję doświadczyć pracy na prawdziwym, normalnym planie „filmowym”. Z reżyserem, producentkami (pozdrawiam serdecznie) i 50-osobowym zespołem porozumiewającym się w kilku językach.

Było super.

Jednym z ubocznych efektów mojej pracy „za kulisami”, było poznanie 30 osób w 3 dni. I każdej z nich trzeba sprzedać krótką wizytówkę opisującą Was w góra dwóch zdaniach. Wiecie: taka forma imprezowego zapoznawania się x30.

– To jest Janek, Janek jest trenerem personalnym surykatek w naszym ZOO. Janek mieszka koło Stefana, w bliźniaku na Solcu.

I już wszystko wiadomo.

Z Jankiem można pogadać o zwierzątkach i dojeżdżaniu do pracy. I obgadać Stefana jak trzeba. Zwykle takie zadanie jest dość proste, jednak ja złapałem się na tym, że mam duży problem, żeby opisać komuś czym się zajmuję.

Jestem z Polski, gdzie mam również swoją firmę (skala mikro). Parę miesięcy w roku mieszkałem w Norwegii, a teraz mieszkam w Tajlandii i realizuję film z Malezji. Ale niedługo będę się przeprowadzał. I tak, robię filmy, zdjęcia i piszę teksty. I czasem się edycją tego wszystkiego zajmuję.

Sam jak słuchałem moich wyjaśnień, to się gubiłem, co ja właściwie robię.

Wewnętrzny niepokój podsyciła we mnie późniejsza, facebookowa rozmowa ze znajomym, z którym już od dawna nie miałem kontaktu:

– To co, kiedy wracacie z tych wakacji? – zapytał.

Damn. Ja tu mieszkam.

Pozwólcie, więc, że opiszę Wam, jaki mamy pomysł na życie i pomożecie mi zdecydować czy już oszaleliśmy, czy jeszcze nie.

Parę lat temu odkryliśmy, że wspólne podróżowanie sprawia nam masę frajdy i pomimo spędzania razem całych tygodni nie próbujemy się pozabijać (bardzo poszukiwana cecha wśród par, powiedziałbym niezbędna). Zaczęliśmy się zastanawiać, co by było gdybyśmy mogli podróżować i pracować, zamiast spędzania całego urlopu na jeden wyjazd.

Wtedy jeszcze nie znałem określenia cyfrowi nomadzi, ale ogólnie rzecz biorąc określenie to odpowiada temu, co chcemy robić. Jeżeli nie wiecie, kim są digital nomads, to odsyłam do poniższych artykułów.

Joanny z Blond Travels: LINK.

Los Wiaheros: LINK.

Jeśli o nas chodzi to mieszkamy w Tajlandii, niedługo wracamy do Polski, ale tylko na chwilę, żeby prawdopodobnie znów ruszyć do Norwegii, po czym przeniesiemy się pewnie do Australii. A może wpadnie nam jakieś zlecenie, które pchnie nas w stronę RPA, kto wie. Jako, że pracujemy jednak głównie na komputerach i aparatach, miejsce, w którym jesteśmy nie ma większego znaczenia, a jego częsta zmiana pozwala nam zwiedzać.

Jednym z problemów z taką pracą jest to, że w głowach naszych rodaków zapisało się, że jeśli jesteś za granicą, to mogą być ku temu trzy powody:

a) Jesteś na WCZASACH.

b) Pojechałeś na Saksy.

c) Pojechałeś przeprowadzić się na stałe, bo socjal jest spoko i można budować dom i posadzić drzewo.

Nie wpisujemy się w żaden z tych schematów. Ciężko jest wytłumaczyć, że np. pracuję 3 dni x 10h, żeby w czwarty dzień pojechać na plażę i cyknąć fotkę, na której widok każdy sobie pomyśli:cyfrowi nomadzi

„Leżą tam tylko na plaży i nic nie robią”.

A potem znowu trzy dni do pracy. Z drugiej strony, jeśli miałbym oddawać faktyczny nasz sposób pracowania, to prawdopodobnie umarlibyście z nudów.

Praca cyfrowego nomady to nie kromka z pasztetem.

Jest sporo plusów: mieszkam w ciepłej Tajlandii, zamiast na osiedlu we Wrocławiu, mam blisko na plażę, a pod nosem dobre, tanie jedzenie. Wydaję miesięcznie tyle, ile wydawałem w Polsce, jednak zima tutaj jest dużo znośniejsza.

Są jednak też minusy: muszę ciągle martwić się o wizy i papiery, jestem daleko od rodziny i nasza jedyna droga komunikacji to Skype. No i oczywiście muszę mieć tyle samozaparcia, żeby usiąść przed monitorem i faktycznie pracować, podczas gdy za oknem mam 32 stopnie i słońce. Poza tym, a nawet przede wszystkim: nie ma stabilizacji, która dla wielu jest ważna. Ciężko też nawiązać jakieś poważniejsze relacje z ludźmi, jeśli wiesz, że za parę miesięcy się przeprowadzisz. Na koniec ze względu na moją mikro firmę, muszę dbać o kontakty z klientami, znajdowanie zleceń i robienie całej papierologii i wszystko to raczej zdalnie.

Jeśli miałbym to jakoś podsumować, to powiedziałbym, że praca cyfrowego nomady opiera się głównie na samo-motywacji. Nie jest to dla każdego, ale jakoś nie mogę sobie w tej chwili wyobrazić mieszkania w Polsce na stałe.

Jednak jak każdy mam wątpliwości dotyczące moich życiowych decyzji.

Szczególnie jak widzę na Facebooku, że znajomi kupują mieszkania, lub powiększają rodziny. Czasem też wpadnie ktoś, kto już jest całkiem wysoko w biznesowej korpodrabinie.

Odruchem człowieka jest, żeby porównywać się z innymi i chyba właśnie to powoduje, że możemy być nieszczęśliwi z miejsca, w którym się znaleźliśmy. Z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że moje życie w mediach społecznościowych wygląda jakbym wygrał w Totka miliony monet i rozbijał się po świecie samolotami (serio, w tym roku to jakiś rekord będzie jak nic).

Tyle tylko, że to nie do końca prawda.

Przez większość czasu pracuję, lub lecę załatwiać papiery, lub robię coś związanego pośrednio z tym wszystkim. Podejrzewam, że działa to w obie strony, a media społecznościowe nie są najlepszym wyznacznikiem tego, co się dzieje u znajomych.

Napisałem ten tekst, żebyście wiedzieli, że forma pracy, którą my wybraliśmy jest taka, jak każda inna. Ma swoje plusy i minusy. I chociaż na naszych zdjęciach przeważają piękne widoki i piaszczyste plaże to jednak czasem tutaj też pada i trzeba płacić podatki.

Cyfrowi nomadzi mają tak, jak każdy inny 😉

Napiszcie mi co o tym myślicie. Chcielibyście? Próbowaliście?

Jestem ciekawy Waszego zdania.

2 komentarze

  • Weronika@australijski-bumerang

    Cześć! Rewelacyjny blog i zapierające dech w piersiach zdjęcia. Utonęłam na długo na Waszym blogu. 🙂 Dzięki za porady dotyczące filmowania, chciałabym się tym zająć. Ciekawa jestem co teraz porabiacie. A cyfrowy nomadyzm? Pociągające… ale nie dla mnie. Lubię swoją australijską stabilizację. 🙂 Pozdrawiam Was!

Leave a Reply