Przemyślenia

Niemcy w przyczepach kempingowych

Norwegia i Niemcy w przyczepach kempingowych to nierozrywalna para.

Ostatnio moje codzienne funkcjonowanie jest obrzydliwie unormowane. Wstawanie, śniadanie na tarasie naszej jednopokojowej hacjendy (3m2 drewnianego Norweskiego freestajlu budowlanego) i do roboty. Podczas śniadania jednak następuje ta krótka chwila, te 3 minuty spokoju przy kawie. Pozwalają mi one na refleksję nad światem, aktem stworzenia, sensem życia, lub, o czym mam zamiar napisać: nad Niemcami w przyczepach kempingowych.


Moją refleksję na ten temat opiszę Wam na podstawie jednego przypadku, ale spokojnie można to rozciągnąć na jakieś 70% niemieckiego społeczeństwa, które się tutaj pojawia. Otóż parę tygodni temu pod naszą willę zajechał Niemiec z przyczepą kempingową.

Długo kręcił się po terenie, ale od początku było wiadomo gdzie stanie.

Obserwowanie go było podobne do uczucia, jakie macie siedząc na lotnisku, gdy zaraz obok Was materializuje się gruba, spocona kobieta. Zazwyczaj z sześciomiesięcznym rozwrzeszczanym bachorem na jednej ręce i workiem chipsów w drugiej. Już wiecie, że będzie siedziała koło Was. Nie ma ratunku. Tak samo od początku wiedziałem, że nasz nowy gość będzie mógł przy dobrym wychyleniu się z przyczepy ukraść nam sól ze stołu.

Nie wiem czym się kierował przy wyborze miejsca postoju.

Może ma taki fetysz, że lubi jak mu ludzie do talerzy zaglądają, a może po prostu chciał poczuć bliskość drugiej istoty ludzkiej. Grunt, że rozbił się bezpośrednio przed naszym tarasem, co pozwoliło mi na codzienne obserwowanie jego poczynań podczas śniadania. Tak, mam już zarezerwowane miejsce przy oknie na starość i kupiłem sobie poduszeczkę pod łokcie na parapet.

Nasz Niemiec, którego roboczo nazwiemy Hans, począł z typowym dla jego narodu zapałem zajmować ziemię wokół przyczółka. Kolejno: pod przyczepę, następnie pod wielgachny namiot przed przyczepą i wreszcie pod ogrodzenie do namiotu przed przyczepą. Po jakiś 40 godzinach rozstawiania stanęła wreszcie siedziba. Taka przy której zamek w Malborku mógłby wydawać się afrykańską lepianką. W namiocie znalazło się miejsce na 50 calowy telewizor, skórzane fotele i stół, który stał się podstawą pod wielkiego, zadbanego plastikowego kwiatka w doniczce.

Do pełnego zniemczenia terenu brakowało gipsowego krasna grającego na fujarce.

Z plazmy po jakimś czasie zaczął dobiegać głos pierwszej kanclerz Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego na zmianę z niemieckim odpowiednikiem disco relax. I musicie mnie zrozumieć: nie spędzam za dużo czasu w naszej siedzibie. Było mi to całkowicie, kompletnie, totalnie, wszystko jedno. Jednak muszę przyznać, że ciężko opisać moje zaskoczenie, gdy po trzech dniach okazało się, że nasz nowy sąsiad ma w przyczepie psa, a po tygodniu, że także żonę.

W każdym razie Hans nie robił wiele.

P1000336

Przez dwa tygodnie prawie w ogóle nie opuszczał namiotu przed przyczepą. Cały czas zaabsorbowany był najwyraźniej tym, co ma do powiedzenia Angela. Jeśli wychodził, ubierał sztormiak, oraz kapelusz, żegnał się z psem i żoną i wsiadał do samochodu. Głównymi celami tej wyprawy była łazienka (180m) i sklep (700m). Po dwóch tygodniach Hans spakował się i wyjechał. Zostawiając, mnie- biednego, bez niemieckich hitów. Za to z palącym brakiem odpowiedzi na następujące pytania:

  1. Czemu ktoś przejeżdża 3000 km, marnując oszczędności życia tylko po to, żeby posiedzieć w przyczepie?
  2. Po co brać psa i żonę na taką wyprawę skoro nie pozwala im się opuścić namiotu?
  3. I co mówiła Angela tak ważnego przez te dwa tygodnie, że Polskie media o tym milczą? Spisek?

A tak na pół poważnie.

Wiecie co sobie pomyślałem?

Że każdy spędza wolny czas jak chce. Myślę, że urlop sprawił mu radość, i nic tylko  mu pogratulować. Jednak z drugiej strony jestem z siebie dumny, że, pomimo że mógłbym spędzać czas jak Hans, spędzam go inaczej. I Wy też pewnie możecie być z siebie dumni. Bo jak człowiek obraca się wokół znajomych, którzy jeżdżą bliżej i dalej, to zastanawia się, że może nie robi tego jak inni, i wyrzuca sobie, że jest czasem trochę leniwy. A Hans udowadnia, że większość ludzi ma świat głęboko w poważaniu i woli posiedzieć, pooglądać telewizję i wypić piwo.

Więc wiwat za tych, którym się chce!

Leave a Reply