Holandia

Wyprawa dookoła Europy EXT 2011 Odc 10: Magiczny Amsterdam

Chcemy wszem i wobec ogłosić:

Amsterdam posiadł nasze dusze, usidlił serca, okiełznał rozumy i uwiódł oczy.

Żadne, jak dotąd miasto nie dostało w naszym rankingu (tak, tak prowadzimy ranking, o tym za chwilę) tylu punktów. Stolica Holandii powala na kolana nie tylko architekturą, zabytkami, malowniczymi kanałami, ale także wszechobecną tolerancją wszystkiego, oraz uśmiechniętymi i przyjaznymi ludźmi na każdym kroku.

Tego nie da się ubrać odpowiednio w słowa.

Tak jak w Turku nuda posiadła osobowość (nawet silną, jakby kto nas pytał), tak Amsterdam ma swoją ATMOSFERĘ (to nie pomyłka tutaj należą się same wielkie litery). Jest to taka ATMOSFERA, która wylewa się na ulice, wypełnia kanały łączące ze sobą wszystkie uliczki, przelatuje pod Amsterdamskimi mostami i zwisa z tutejszych latarni.

Byliśmy w Amsterdamie w niedzielę wieczorem i dopiero tutaj, po całej nocy spędzonej na ulicy (nawet dokładnie całej, bo spaliśmy w busie na parkingu, zaraz koło centrum) tak na prawdę można zrozumieć określenie, którym wiele przewodników obdarza każda większe miasto. Na pewno słyszeliście, że Wrocław, Barcelona, Paryż „nigdy nie zasypiają”. Skoro tak, to Amsterdam istnieje w innej, równoległej rzeczywistości. Rzeczywistości, w której doba ma 48 godzin.

Tak, to miasto jest 48/24.

Po przyjeździe długi czas podróżowaliśmy po uliczkach podziwiając architekturę i chłonąc klimat.

Wcale się nie zgubiliśmy. My dobrze wiedzieliśmy gdzie jesteśmy.

To po prostu wszystko dookoła znalazło się nie w tym miejscu gdzie powinno być.

Tu warto zwrócić uwagę na szczególną zdolność zespołu Monia & Piter Kompany, którą uświadomił nam Król Julian (patrz Hamburg i Hannover). Otóż Ci mili Państwo idą bardzo pewnie do celu. Jakiegoś bliżej nieokreślonego celu, który jest na końcu drogi. Zaplanowanej przez ich wewnętrzny GPS.

Podążanie gdziekolwiek za nimi kończy się zazwyczaj serią okrzyków: „ej! W lewo, w leeeeewwooooo”. Także, cytując za Kasią:

„Jeśli my zrobiliśmy 10 km, to oni najprawdopodobniej 13”.

W każdym razie pochodziliśmy trochę po mieście trafiając kolejno na:

  • Faceta, który próbował przejść przez rakietę do tenisa (zaczął swój występ od pytania: „pewnie sądzicie, że nie da się przejść przez rakietę do tenisa?” i skończył po 15 minutach zdaniem „uff faktycznie, nie da się”)
  • Ulice (bo to nie była jedna) czerwonych latarni,
  • Coffeshopy,
  • Sexshopy
  • Wspominałem o Coffeshopach? Jest ich od groma,
  • Sklepy, których normalnie nie ma w innych krajach, albo jeśli są to za dyskretną kotarą. Albo za dwiema. I otwarte tylko między 2, a 3 w nocy.

Aleeee nie tutaj, tu mają cały asortyment za witryną.

Edukacja dzieci musi się w Amsterdamie zaczynać bardzo wcześnie. Zaraz po tym jak nauczą się czytać na tyle, by dojrzeć etykietki na produktach. Chociaż… obrazki też są. Do tego dochodzi całe mnóstwo gabinetów masażu: tajskiego, chińskiego, japońskiego, rozgrzanymi, lub zimnymi kamieniami, parą wodną, płynnym uranem (tylko dla Rosjan z Syberii), lub kryptonitem. W wielu wisi karteczka która oznajmia: „tylko masaż, żadnego seksu”.

W zasadzie gdyby nie fakt, że musieliśmy nocować na parkingu, a co za tym idzie wstać o 9, to było by to idealne miasto, żeby zostać na dłużej, tak na powiedzmy tydzień, albo 5 lat.

IMG_2770

Jedyne co możemy zarzucić Amsterdamowi

to fakt, że nasza mała wojna z parkomatami (opłaty są zawsze pobierane i to nie małe) nie skończyła się spektakularnym sukcesem. Skończyła się chwilowym zawieszeniem broni. Ale jeszcze tam wrócimy. Bo przecież już nie długo wyruszamy do Belgii po piwo. Ups, wygadałem się odnośnie następnej notki. Stay tuned!

Ps. Jak powyżej wspomnieliśmy prowadzimy ranking miast, które odwiedziliśmy. Już niedługo pojawi się pierwszy raport gdzie wspominamy o tym gdzie warto studiować, gdzie jest coś wartego odwiedzenia i last but not least gdzie są najpiękniejsze kobiety. Ołłłłł jeee!

Leave a Reply