Francja

Wyprawa dookoła Europy EXT 2011 Odc 12: podróż do Paryża, Francja, wino i sery.

Dotarcie do Paryża zajęło nam trochę czasu.

Opuściliśmy Belgię- krainę czekoladą i piwem płynącą. Wystąpił pewien problem z zaciągnięciem do auta Moni – ze względu na pierwsze dobro i Krzysia – na to drugie. Kasia, aby ich przekonać skorzystała ze swoich zdolności negocjacyjnych. Czyli konieczne było użycie siły i dzięki jej interwencji już po chwili ruszyliśmy w stronę Lille. Po drodze radosne kwiczenie wywołała jeszcze spotkana na ulicy cysterna czekolady.

Mimo tych pokus wkrótce rozpoczęliśmy zwiedzanie Francji.

IMG_3096

Lille to bardzo ładne, średniowieczne miasto, stolica regionu – Flandrii. Oglądaliśmy je głownie zza szyby auta, ponieważ dla odmiany… lało paskudnie! Wąskie uliczki, mimo swojego niewątpliwego uroku, nie były przyjazne naszemu busowi. Oprócz permanentnego braku miejsc parkingowych (nawet tych dla mini – swoją drogą jest ich całe zatrzęsienie, wiec słyszymy bezustanne Piterowe stękanie… „mini mini mini mini mini”) miasto to pełne jest też jednokierunkowych ulic, których „jednokierunkowości” nie uwzględniał nasz GPS.

Nie mieliśmy żadnego noclegu,

wiec nieco zrezygnowani, po krótkim spacerze, zdecydowaliśmy się poszukać miejsca na postój za miastem. Wtem… SMS. Zesłany z niebios ratunek! Okazało się, ze Francuz – Benjamin chętnie przyjmie nas u siebie. Mieszkał w klimatycznej starej kamienicy w dwupoziomowym mieszkaniu z wielkim poddaszem… Grzech nie skorzystać! Wprowadził się tam pół roku wcześniej, ale wszelkie sprzęty i pudełka ciągle leżały na podłodze. Ach, jakie to francuskie 😉

Okazał się sympatycznym gospodarzem,

wyraźnie podobało mu się, że ma towarzystwo do wieczornego piwa. Upiekł nam nawet szarlotkę! Gadaliśmy do późnej nocy i niestety przez nas spóźnił się do pracy. Następnego dnia wyruszyliśmy do Paryża.

Po kilku godzinach drogi, wśród typowego krajobrazu przedmieścia przywitały nas… rakiety  – dumnie stojące przed muzeum lotnictwa. Następnie nieśmiałe zza horyzontu wyłoniła się wieża Eiffela. A potem już tylko korki – niekończące się długie koooorrrrki … Najwyraźniej Paryżanie są do nich przyzwyczajeni, bo wyglądali na zrelaksowanych i zadowolonych z życia.

Pierwszego dnia pobytu w Paryżu

mieliśmy czas jedynie na zwiedzanie centrum z perspektywy busa. Mimo tego ( ach te korki) dosyć dokładnie udało nam się przyjrzeć miastu i jego bardzo kolorowym mieszkańcom. Kolorowym dosłownie i w przenośni 😉 Paryż pełen jest ludzi, wylewają się z każdej uliczki, parku, muzeum czy knajpy, słychać ciągły szum rozmów, aut, skuterów… miasto przyprawia o zawrót głowy.

IMG_3342

Ogromna frajdę sprawiło nam muzeum techniki i nauki.

W zasadzie to atrakcje głównie dla dzieci… czyli właśnie na naszym poziomie. Muzeum daje możliwość robienia eksperymentów – wszystkiego można dotknąć, zbadać na własnej skórze i jest przy tym mnóstwo zabawy. Zrobiliśmy krótką powtórkę z podstawówki. W ogromnej wirowce – karuzeli zbadaliśmy swoje poczucie równowagi, wiemy tez kto w tej ekipie jest zimny, a kto ciepły. Rewelacyjna była też ogromna metalowa kula i łódź podwodna na dziedzińcu przed muzeum, helikopter i… sklep z pamiątkami. Można tam było kupić gadżety z popularnych filmów, zagadki logiczne, książki, i rzeczy tak samo śmieszne jak i bezużyteczne.

Muzeum podobało nam się jeszcze pod innym względem.

Dzięki darmowemu WiFi sprawdziliśmy pocztę i okazało się ze (hura!) znów mamy nocleg. Udaliśmy się pod wskazany adres i jakież było nasze zdziwienie, gdy okazało się ze… nie ma takiego budynku. Dzięki miłemu Panu dotarło do nas, że to jednak adres poza Paryżem – ale z nas roztrzepańce.

Cynthia, nasza gospodyni przywitała nas z otwartymi ramionami, zmęczonymi oczkami i spalonymi (oj zupełnie nie chodzi o opaleniznę) szarymi komórkami. Okazało się, ze niedawno wróciła z Meksyku, szuka tymczasowej pracy w Paryżu i mieszka w domu swojej mamy, która wyjechała gdzieś na dłużej. Dom okazał się pokaźną, starą willą. Jak sama stwierdziła… szkoda żeby nie wykorzystać takiej możliwości i nie zaprosić paru osób, żeby wypełnić te puste ściany. W rezultacie w szczytowym momencie w domu przebywało jakieś 15 osób. Cynthia stwierdziła z uśmiechem, że niedaleko jej domostwu do interkontynentalnego hostelu.

Następny dzień skupiał się na centrum, zwiedzaniu najważniejszych zabytków i chłonięciu atmosfery miasta. Zrobiliśmy sobie porządny spacer, choć tempo było raczej marszowe, z podbieganiem.

Zjedliśmy w Paryżu jeden z najlepszych posiłków wyprawy.

Świeciło piękne słońce, siedliśmy na ławce przy bulwarach Sekwany, w samym centrum tego pięknego miasta. W menu tej najwykwintniejszej paryskiej knajpy były świeżutkie bagietki, pyszne sery, oliwki, bułeczki z czekolada i wino, za które można oddać królestwo . Posileni, radośnie ruszyliśmy na ekspresowe zwiedzanie Luwru. Rzeczywiście oglądając wszystko można spędzie tam cały dzień, albo dwa, trzy… Nawet tydzień.

Czas jednak gonił, wiec Krzysiek zrobił nam szybki tour z najważniejszymi okazami w muzeum. Monia poznała się wreszcie z Lisą, Kasia poznała nowa milcząca koleżankę- mumię, Krzyś próbował ogarnąć wszystko biegając od jednej atrakcji do drugiej, a Piter…hym. Zapoznał parę sympatycznych Francuzów pijąc z nimi wino w muzealnej toalecie.

IMG_3350 IMG_3455

Po powrocie do domu Cyntii trafiliśmy na prawdziwie międzynarodowa imprezę. Dzięki temu mieliśmy okazje poznać bardzo fajnych francuskich znajomych naszej gospodyni, scenarzystę z los Angeles, grupę Urugwajczyków będących w podroży dookoła świata i wygadanego Meksykanina.

Następnego dnia znów trochę pozwiedzaliśmy i udaliśmy się w okolicę Paryża, żeby odwiedzić ciocie Krzysia. Przywitano nas iście po królewsku i bardzo rodzinnie. Zjedliśmy cudowny francuski obiad, składający się z przystawek (mhmhmhmhmhrrr, krewetki), potem kurczak, warzywa, a kiedy już byliśmy szczęśliwi i najedzeni… Weszły te niesamowite sery i jogurty. A potem jeszcze owoce! Mhmhmhmhr.
Cudowne zakończenie zwiedzania Paryża!

Leave a Reply