Belgia

Wyprawa dookoła Europy EXT 2011 Odc 11: Belgia, kraj piwem i czekoladą płynący

Belgia, kraj długości kija od szczotki i to jeszcze ułamanego, wciśniętego klinem gdzieś pomiędzy Niemcy i Francję. Przez lata stanowił on podwórko, na którym wielcy sąsiedzi porządkowali swoje rachunki. Tłumaczy to objawianą przez belgów niechęć do innych krajów, bo jak nam powiedział Tom (CS u którego nocowaliśmy), każdy z tych krajów „nieładnie ich wykorzystał” (prawdziwe określenie jakiego użył było mniej parlamentarne).

Sam kraj trochę plackowaty

i nawet Orzeszkowej nastarczył by trudności w skleceniu paru interesujących zdań o przyrodzie czy krajobrazie Belgii.

Tom, student prawa, obronił wizerunek swojego kraju.

Po pierwsze SAM zaproponował nam nocleg u siebie, tym samym zachęcił nas do małej zmiany trasy i zatrzymania się 20 km od Brukseli, w miejscowości Louven (tak, tak, ta sama, która widnieje na etykiecie piwa Stella Artois).

Miasteczko powaliło nas na kolana.

I od razu zaznaczam, że to z nie z powodu ilości wchłoniętego piwa. Louven stanowi esencje miasteczka studenckiego . Centralnym punktem jest Uniwersytet ze swoimi wydziałami, z których każdy ma swój wydziałowy bar. A większość zabytków ( o ile nie wszystkie) noszą insygnia Uniwersytetu, co świadczy o ich przynależności do tej instytucji. Ma to wpływ m.in. na fakt , że w pomieszczeniach zamkowych, otoczonym wysokim średniowiecznym murem (wszystko pod ochroną UNESCO), mieszkają studenci.

Place, trochę na wzór naszego Solnego,

otoczone zewsząd pięknymi kamieniczkami, mimo dżdżystego wieczoru, pełne były młodych Belgów. Mieliśmy sporo szczęścia, że w ogóle znaleźliśmy miejsce, żeby usiąść i zamówić, a jakże, słynne Belgijskie piwo.  Ciekawostką jest to, że w jednym barze można dostać przynajmniej 20 różnych rodzajów piwa, a każde z nich serwowane jest w innego rodzaju kufla.

IMG_3003

No i zaczęło się  przedstawienie … i to w wielu aktach.

Tom niczym piwny somelier opowiadał z pasją o każdym piwie, także kierowani potrzebą poznania wielu kształtów piwnych szklanek , przez jedną noc przebrnęliśmy przez genezę, historię i prawdopodobnie kierunki rozwoju belgijskiego browarnictwa.

Wróbel, idąc drogą Moni- patrz Kopenhaga, odkrył swoje ulubione piwo.

Kolejnego dnia, wyposażeni w dokładne instrukcje do Toma co zwiedzić, a co omijać z daleka, udaliśmy się do stolicy. Bruksela – serce Unii Europejskiej, zdała się dostać jakiś palpitacji i zaprezentowała się nam w stanie przedzawałowym. Pomieszanie z poplątaniem! Zamki, katedry , parki, poprzedzielane są uliczkami gdzie „ better dont leave the car there”- rada tambylca, i gdzie jakby w odwecie za wszystkie europejskie kolonii w Afryce, siedzi pełno czarnoskórych, których głównym zajęciem jest… właśnie siedzenie.

Przewodnik podaje, że nazwa miasta pochodzi od słowa „Broekzele”, co znaczy „wieś na bagnach”.

Coś w tym jest.

Bruksela- bez rewelacji.

Leave a Reply